Moja dieta czyli stabilny związek na całe życie...

ODPOWIEDZ
zuzanna2418

Moja dieta czyli stabilny związek na całe życie...

Post autor: zuzanna2418 » 13 mar 2017, 19:58

...a nie burzliwy romans na miesiąc czy dwa. To trzeba sobie szczerze na wstępie powiedzieć. Żeby nie skończyć jak Ewa Bem czy Oprah Winfrey (finansowo i owszem, czemu nie) pewne nawyki trzeba wyrobić sobie na cale długie i szczupłe życie. Inaczej zaprzepaścimy wysiłki i efekt jo-jo murowany.

Druga kwestia to konsekwencja w podjętych postanowieniach. Nie brzmi to pocieszająco, ale jest do zrobienia. Motywacja pojawia się szybko, jak poczujemy luz w ubrankach. Ja w ogóle się nie ważę tylko sprawdzam, w które ciuchy już się mieszczę.

Po trzecie dieta to nie głodówka ani jadłospis niedoborowy. Wykluczamy tylko to, co powoduje przyrost tkanki tłuszczowej, a nie daje nic pożytecznego dla organizmu. Tu oczywiście myślę głównie o tym, co zawiera cukier czyli słodycze i słodzone napoje, soki.

Przystępując do diety najlepiej w ogóle zrobić sobie porządek w szafkach i lodówce, wywalając to, czego jeść nie wolno, żeby nie kusiło. No i uprzedzić domowników, prosząc o wsparcie i o nie namawianie na ciacho czy piwko.

Jeśli mamy sporo do zrzucenia, to dobrze jest zrobić sobie podstawowe badania morfologiczne. Ewentualne odchylenia od normy mogą być wskazówką dla lekarza, który dodatkowo doradzi nam, co w diecie należy uwzględnić lub z niej wyeliminować. No i oczywiście powie nam, czy nasz stan zdrowia nie wymaga interwencji medycznej. Można też pójść na konsultacje do dietetyka, zwłaszcza jeśli próbowaliśmy się odchudzać wcześniej i mieliśmy złe samopoczucie lub efekty nie były zadowalające.

Jak już niejednokrotnie pisałam, moja wiedza pochodzi z blogu Smak Zdrowia oraz dodatkowo z programu Katarzyny Bosackiej "Wiem co jem na diecie".

Ja zrobiłam sobie badania krwi. U dietetyka nie byłam. Na podstawie zdobytych informacji swój jadłospis ułożyłam następująco:

ZERO słodyczy. To samo dotyczy słonych przekąsek (paluszki, krakersy, chipsy), ale tych nigdy nie jadłam nałogowo, więc tu różnicy nie ma.
Generalnie trzeba zwracać uwagę na etykiety i eliminować te produkty, które są dosładzane (sacharoza, cukier trzcinowy, melasa, syrop frukt ozowy to też składniki zakazane). Odstawienie cukru trochę uwiera, ale po dwóch tygodniach już jest lepiej.
ZERO mięsa czerwonego. Jem piersi kurze lub indycze pieczone lub smażone na patelni ceramicznej bez tłuszczu.Wędliny tez tylko drobiowe. No, chuda wołowina dopuszczalna.
ZERO białego pieczywa, makaronu itp. Pieczywo i makarony tylko pełnoziarniste. Przerzuciłam się na kasze: jaglaną,owsianą, gryczaną niepaloną.
ZERO dań gotowych typu krokiety, pierogi etc.i w ogóle produktów wysokoprzetworzonych. Im dłuższa lista składników na etykiecie tym gorzej. Sosy, majonezy, dressingi też wywalamy.Zamiast śmietany-jogurt.
ZERO żywności light, bo to ściema. Nie ma żadnych szczegółowych przepisów co to jest żywność light, producenci wypisują jakieś dyrdymały na opakowaniach i często świadomie wprowadzają w błąd.
ZERO zup na wywarach mięsnych. Tylko wywary warzywne jako baza.
ZERO masła do kanapek. Można używać serków kanapkowych jako zamiennika. Ja nie potrzebuję smarowidła.
ZERO alkoholu. Zwłaszcza piwo jako wysokokaloryczne jest na indeksie. Ja pozwalam sobie na lampkę wina czy dwie tygodniowo, no bo muszę :)
Najlepiej jest także zrezygnować z serów żółtych, pleśniowych i topionych, albo jadać je bardzo rzadko.Oj, to bolało strasznie...

Resztę można jeść z uwzględnieniem następujących wskazań:

DUŻO warzyw, najlepiej surowych, gotowanych na parze lub z patelni grillowej.
DUŻO owoców, choć wiadomo, że one też zawierają cukier. Ale nim się nie przejmuję.
DUŻO wody pitej w małych dawkach (wszystko jedno czy gazowanej czy nie, może być z kranu) ja piję około 3 litrów dziennie głównie Muszynianki. Poza tym jedną dużą kawę z mleczkiem i jakieś herbaty w ciągu dnia (niesłodzone).Duża ilość wody podawana regularnie w niewielkich porcjach powoduje, że nie gromadzę jej i nie puchnę.

Kiedy jemy?

5 posiłków dziennie z grubsza co 3-4 godziny zaczynając od śniadania jedzonego w ciągu godziny od wstania. Wówczas organizm przyzwyczaja się do stałych dawek niewielkich ilości kalorii, kiedy mu zaczyna ich brakować i nie gromadzi ich w postaci tłuszczyku, co dzieje się wtedy, kiedy mamy długie okresy bez jedzenia.
Kończymy z jedzeniem na 2 godziny przed pójściem spać.Mit o godzinie 18-tej czy 19-tej został obalony.

Staramy się przyrządzać posiłki objętościowo duże, ale o niskiej zawartości kalorii. I przede wszystkim smaczne, kolorowe i różnorodne. Jak będziemy się zmuszać do żarcia paskudztw lub codziennie będziemy jedli to samo - nie ma siły. Skusimy się na coś zakazanego.

NIE PODJADAMY miedzy posiłkami, ale generalnie przy takiej częstotliwości spożywania raczej nie ma takiego zagrożenia.

Z uwagi na to, że w dni powszednie minimum 10 godzin spędzam poza domem, większość posiłków biorę ze sobą.Trzeba jednak zauważyć, że pracę mam głównie siedzącą, więc i spalam mniej w ciągu dnia niż ktoś, kto dużo się rusza.

Mój jadłospis dzienny wygląda tak:

6.15 śniadanie zawsze takie samo, ale jakoś mi się nie nudzi: muesli Master Crumble z Lidla (pyszne, z orzechami, rodzynkami i bez dodatku cukru) z jogurtem naturalnym 2%. W weekendy dwie kanapki z czym kto chce z zachowaniem zasad powyżej. Bardzo lubię chlebek z białym serem półtłustym i z pomidorem.

około 9.30 - połowa porcji dania głównego, które składa się z węglowodanów w postaci kaszy lub makaronu (gotuję takie w torebkach i na 1 dzień wystarcza mi pół torebki) białka czyli mięsa -wspomniany cycek drobiowy, kotleciki warzywno-drobiowe czy rybka upieczona lub usmażona beztłuszczowo. Są też dostępne takie torebki to smażenia beztłuszczowego, jeśli nie macie odpowiedniej patelni. Ale warto w taką zainwestować.Trzeci składnik to warzywa jako surówka lub jarzynka (np. papryka, pomidor, cukinia, buraczki, kalafior, brokuł, seler naciowy, ogórki kiszone - wybór spory) Można sypnąć trochę podprażonych ziaren sezamu lub pestki z dyni czy słonecznika. Odrobina oliwy z oliwek.

około 12.00 albo wcześniej jak mnie ssie - 250 ml soku typu smoothie bez cukru. Ja kupuję gotowe np. Marwita. Ale oczywiście jest milionpincet przepisów jak zrobić domowe.

ok. 14.30 - 15.00 druga porcja dania głównego.

Przed wyjściem do domu jeszcze czerwony grapefruit.

I około 2 litrów wody wypite stopniowo przez cały dzień.

W domu jeszcze przegryzam jakąś kanapkę, jakiś owoc i koniec.

Oczywiście jeśli jesteście w domu, możecie robić znacznie bardziej urozmaicone dania, ważne żeby trzymać się zasad. Tu inspiracją jest dla mnie w/w blog, choć wypróbowałam póki co tylko marny promil z dostępnych przepisów.
Lubię też zupy kremy, koktajle owocowo-warzywne na maślance.

Druga cześć skutecznej redukcji wagi to ruch. Nie tylko sprzyjający spalaniu kalorii, ale budujący masę mięśniową, ujędrniający skórę, wzmacniający stawy i dotleniający. Wystarczy godzinny spacer szybszym tempem czy rower. Nie rezygnujcie z aktywności fizycznej, wybierzcie taka formę ruchu jaką lubicie. Najlepszy jest wysiłek aktywujący duże partie mięśni, sprawiający, że tętno wzrasta, a oddech się pogłębia. Dłubanie przy roślinkach w ogrodzie niestety nie wystarczy.Ja staram się biegać 4 razy w tygodniu i od czasu do czasu robię sobie gimnastykę na brzuch.

I tak oto wygląda mój przepis na nieco szczuplejszą i zdrowszą, mam nadzieję, Zuzię:)

Na razie (po pełnych dwóch miesiącach diety) z rozmiaru 44 zeszłam do 40/42 (zależy od ciucha), wyregulował mi się okres, nie puchnę. Teraz nadeszła faza przebudowy metabolizmu, która nieuchronnie spotyka każdego, kto się odchudza. Organizm blokuje utratę kilogramów na pewien czas i zmienia procesy fizjologiczne, co niestety trochę wkurza, bo ja tu dietuję, a tłuszczyku nie ubywa.
Bez paniki. Przeczekać. Tak radzą wszyscy rozsądni dietetycy. Można zmienić nieco dietę czy rodzaj aktywności fizycznej. A przede wszystkim nie upadać na duchu i nie rezygnować w pół drogi.

Powodzenia! :)

zuzanna2418

Re: Moja dieta czyli stabilny związek na całe życie...

Post autor: zuzanna2418 » 13 mar 2017, 19:59

Ten wątek służyć ma podzieleniu się własnym doświadczeniem w odchudzaniu. Bardzo się cieszę, że Basia też korzysta z bloga i docenia zalety przepisów proponowanych przez panią Magdę:)

Ja myślę, że można popróbować po prostu zredukować liczbę przyjmowanych kalorii, jeśli póki co nie macie przekonania do bardziej radykalnej zmiany sposobu odżywiania. Ilość słodyczy ograniczyć (ale konsekwentnie się tego trzymać) lub starać się zmienić na wersje mniej kaloryczne (znów zachęcam do przejrzenia przepisów z bloga), część potraw smażyć bez tłuszczu.

Definitywnie jednakowoż zaprzeczam, że moje życie na diecie stało się pasmem umartwień! Jem smacznie i objętościowo dużo. Nie muszę zjeść ociekających tłuszczem żeberek czy zawiesistej zupy z zasmażką, żeby się najeść. Od słodyczy byłam niemalże uzależniona. Teraz spokojnie się bez nich obywam, choć czasem zamarzy mi się ciacho drożdżowe :)

I w ogóle zaczęłam gotować! :D

Poczucie szczęścia (czy coś w tym rodzaju) daje mi świadomość, że ruszam się żwawiej, w tramwaju jadąc do pracy na stojaka 40 minut nie marzę, żeby zwolniło się miejsce siedzące, kręgosłup mi nie nawala, spodnie nie piją, ramiączka stanika się nie wrzynają, uda mi się nie zacierają.
Lubię czuć się zadbana, założyć fajny ciuch i nie oglądać wałków tłuszczu czy odstającego brzucha.

Poza tym, a może przede wszystkim, zbyt dużo kochanego ciałka to nieuniknione kłopoty zdrowotne. Każdy wie, że cukrzyca, problemy ze stawami, udary, zawały, zaburzenia hormonalne, a i niektóre nowotwory nie biorą się znikąd.
Zatem święta zasada, że lepiej zapobiegać niż leczyć jest dla mnie wskazówką. Tym bardziej, że system funkcjonowania u nas służby zdrowia każdy zdążył już poznać i jak to mówi młodzież: szału nie ma.

Jeszcze kilka informacji:

Ograniczyłam sól praktycznie do zera, choć nigdy nie byłam fanem solenia. Za to używam dużo przypraw: ziół, pieprzu kolorowego, octu balsamicznego, papryki, czosnku, imbiru. Przyprawy nadające potrawie pikantności dodatkowo podkręcają metabolizm, ale trzeba wiedzieć, czy nie podrażnią nam żołądka.

Wyrzekłam się windy. Chodzę codziennie na 4 piętro. To niby nic, ale krew żywiej krąży w kończynach. Potem sporo siedzę, więc dobrze jest poruszać się od czasu do czasu, żeby nogi nie puchły, kręgosłup nie trzeszczał i oczy odpoczęły od monitora.

Jestem dla siebie wyrozumiała :) Jeśli zdarzy mi się jakiś grzeszek, to nie katuję się następnego dnia głodowymi porcjami, tylko po prostu wracam do planu żywieniowego pilnując, żeby jednorazowy skok w bok nie przekształcił się w nawyk. Dopóki nie dopuścimy do powrotu do przeszłości, drobne odstępstwa raz na kilka tygodni niczego nie zepsują.

Pani doktor doradziła mi, żebym od października do marca brała preparat z wit. D. Ja jakoś nie lubię tych wszystkich suplementów diety (większość z nich to czyste oszustwo i wyciąganie kasy) i łykam tylko Aspargin.
Jednak być może faktycznie niedobory w okresie jesienno-zimowym w naszej szerokości geograficznej to problem. A w tym przypadku brak wit. D ma także wpływ na wagę.
No to może spróbuję.

zuzanna2418

Re: Moja dieta czyli stabilny związek na całe życie...

Post autor: zuzanna2418 » 13 mar 2017, 20:01

Ja broń boże nie piszę tego wszystkiego, żeby kogoś wpędzić w jakieś irracjonalne stresy i zachwianie samoakceptacji.
Zresztą ta moja zmiana to wynik własnie tego, że siebie lubię. Mam 45 lat i po prostu się zapuściłam. I czas to zmienić.Bo dalej chcę siebie lubić, akceptować, patrzeć na siebie z przyjemnością(nie mylić z samouwielbieniem, bo do tego to mam lata świetlne), a przynajmniej bez obrzydzenia :D

Nie chcę się bawić w psychologa, ale czasem też warto się zastanowić, czemu tak jemy, czemu np.słodki smak sprawia nam ulgę, daje taką przyjemność. Może powód naszego podjadania smakołyków leży gdzieś zagrzebany w kupce kłopotów i zmartwień, które trzeba by rozpoznać, przeanalizować i spróbować zwalczyć. Albo przestać je traktować jak problem. Czasem sami sobie robimy kuku, demonizując niektóre sytuacje. Wiem, bo jestem w tym mistrzem. Jakaś nowa życiowa przeszkoda potrafi mnie skutecznie rozwalić na jakiś czas i zanim ogarnę to jakoś racjonalnie, czasem mija wiele czasu.

I jeszcze jedno: ta moja propozycja jedzeniowa nie rujnuje budżetu. Wręcz przeciwnie, jemy mniej i rzeczy tanie,dostępne, niewymyślone. Zdrowe, niskotłuszczowe mięso z indyka, nabiał czy warzywa są naprawdę przyjazne dla kieszeni. Ja się za głowę łapię, jak widzę ceny modnych ostatnio diet pudełkowych czyli kateringu przygotowywanego przez firmę na cały dzień i dostarczanego do domu. Średnio miesięcznie 1500 zł! Oczywiście nic więcej się nie je, a zatem niby zakupy żywnościowe odpadają (na jedną osobę), ale dla mnie to astronomiczna kwota. Co niektórych nie odstrasza.

marysiuewo problem z otyłością dzieci i syfiastym jedzeniem to problem u nas coraz większy. Cukrzyca u dzieci powoli staje się nowa plagą.
Mój ojciec, samotnie wychowujący dwoje dzieci (za ciemnego komucha) nauczył nas jeść porządne śniadania, pić mleko, czekoladę dozował (no dobra, ustrój też dozował, bo była na kartki), a przede wszystkim wyganiał na dwór, również w swoim dobrze pojętym interesie, bo kiedy pisał, to małoletnie dziewczynki szwendające się po domu do niczego nie były mu potrzebne.
No i starał się nas nauczyć, że w życiu jest masa fajnych rzeczy do zrobienia, nauczenia, poznania, a jedzenie to tylko jedna z nich. Sam lubił dobre jedzenie, ale jadł mało.

zuzanna2418

Re: Moja dieta czyli stabilny związek na całe życie...

Post autor: zuzanna2418 » 13 mar 2017, 20:02

Niestety, nawet w dobrym zdrowiu pierwsza faza to zmiana jadłospisu na taki, który daje ujemny bilans kaloryczny. Czyli spalasz więcej niż dostarczasz. Co wiąże się z wyrzeczeniami, ale innego wyjścia nie ma. I na nic to wciskanie, że tycie to przez łączenie czegoś z czymś, jedzenie niezgodnie z grupą krwi, kolorem oczu, fazą księżyca i diabli wiedzą z czym jeszcze. To bujdy. Podobnie jak mity o "oczyszczających" właściwościach głodówek czy diet jednoskładnikowych. Tak jedząc można się tylko narazić na zaburzenia metaboliczne, hormonalne i zniechęcić do dalszych prób odchudzania, bo po zakończeniu diety-cud kilogramy wracają.

Za to przy racjonalnej diecie niskokalorycznej po uzyskaniu stosownej masy ciała można dołączyć stopniowo pewne produkty, które spowodują, że nasza waga będzie się utrzymywać na stałym poziomie. Czyli już nie musimy chudnąć, a jednocześnie zapobiegamy ponownemu tyciu.
Jednak i w tej fazie pożegnanie na dobre z pewnymi wiktuałami jest nieuniknione. Ale skoro "jestem tym, co jem", to po co sobie zaśmiecać organizm jedząc byle co?

zuzanna2418

Re: Moja dieta czyli stabilny związek na całe życie...

Post autor: zuzanna2418 » 13 mar 2017, 20:03

Marginetka pisze:Dotarłam i ja ;)
W całości popieram Zuzę w tym co pisze o sposobie odżywiania i zmianach na całe życie.
Sama od kilu lat, stopniowo wiele zmieniłam. Zaczęłam od redukcji i potem całkowitego odstawienia cukru. To nieprawda, że organizm nie jest w stanie żyć bez cukru. Organizm walczy ale po 2 tygodniach zapomina. Dziś zwykłe mleko jest dla mnie słodkie, niektóre owoce wręcz za słodkie a coś posłodzonego wstrętne. Jak to może się zmienić!
Ktoś, kto nie zwraca uwagi na zawartość cukru w produktach nie zdaje sobie sprawy, że zwykły owocowy jogurt to cukrowa bomba, średnio ok 9 łyżeczek cukru w 300g jogurtu.
Razem z cukrem odstawiłam sól. Nie całkowicie ale solę minimalnie albo wcale. Na początku używałam soli morskiej, teraz himalajskiej.
Żadnych słodkich napojów nigdy nie piłam więc tu nie było co odstawiać. Nie kupujemy soków przetworzonych, napojów typu mrożona herbata i innych cukrowo-konserwantowych świństw.
Nie jem przetworzonej żywności typu wędliny, ciastka, dania gotowe, pierogi itp.
Zwracam uwagę na konserwanty i glutaminiany. Używam naturalnych przypraw i ziół.
Jem masę warzyw, głównie własnej produkcji.
Ulubioną wodę żywiec zamieniłam na Muszynę Cechini.
Jem owsiankę, orzechy, chude mięso drobiowe, ryby. Używam najwyższej jakości oliwy, oleju, masła, kasz.
Ograniczyłam chleb, nie jem białego pieczywa. Nie piekę ciast z kremami, jeśli już to placek drożdżowy, na święta makowiec lub piernik.
I to wszystko.
Jem bardzo smacznie wręcz pysznie. Absolutnie nie uważam, że coś mnie omija, że się umartwiam.
Ćwiczę i mam masę energii. Dużo schudłam ale to nie tylko o wagę chodzi. Mam bardzo błyszczące włosy, mocne paznokcie i ładną cerę.
Oczywiście nie sposób jednej osobie w rodzinie się wyłamać i nagle gotować tylko dla siebie.
U nas wszyscy tak jedzą, maż dodatkowo niestety pcha w siebie czekoladę ;) i ja do kawy czasami zjem kostkę.
Naprawdę polecam taki sposób odżywiania. Byłabym bardzo zadowolona gdyby udało mi się odstawić zupełnie białą mąkę i mięso ale się nie da więc ograniczam.

Zuziu, nie zastanawiałaś się nad zakupem wyciskarki wolnoobrotowej do owoców i warzyw?
Bardzo mnie kusi, zwłaszcza, że mój szef codziennie przychodzi do pracy z 1,5 litrową butlą naturalnego soku, głównie z buraków, marchewki itp.

zuzanna2418

Re: Moja dieta czyli stabilny związek na całe życie...

Post autor: zuzanna2418 » 13 mar 2017, 20:04

zielonajagoda pisze:To ja też swoje trzy grosze dorzucę ;)
Większą część życia byłam kościotrupem 165/44kg, a od czterdziestki, powoluśku, pomaluśku...72kg
Nigdy się nie odchudzałam, żadnych diet nie trzymałam, jestem leniwa. I nawet wagą się za bardzo nie przejmowałam, ale zaczął na mnie naciskać mój kardiolog, wysłał do dietetyczki, słaba kobita była i chyba nawet muchy by nie zmobilizowała do pracy nad sobą, machnęłam ręką. Ja swoje, kardiolog swoje i tak pewnie te nasze przepychanki trwały by do tej pory, gdybym się w porę nie ocknęła...
Przede wszystkim uważam że słowo dieta to złe słowo, odstraszające, przywodzące na myśl wieczne głodowanie. Mam wyliczone na dzień 1500kcal, więc jakie to głodowanie?
Zuziu, podziwiam Cię, bo ja leniwiec z natury jestem i pewnie nie znalazłabym w sobie tyle siły by sama sobie to wszystko układać, poszłam więc na łatwiznę, mam wykupioną dietę.
Od 9 lipca zgubiłam ponad 8 kilogramów, do zamierzonego celu zostało mi niecałe cztery, ale później nadal będę wykupywała tą dietę, ale już -na utrzymanie wagi-.
A najważniejsze jest to co powtarza się często w tym wątku -nawyki-, bywają dni kiedy improwizuję, ale przez te cztery miesiące dużo się nauczyłam i już wiem ile czego mogę sobie wrzucić do gara, czy na talerz.
A moja dzisiejsza kolacja tak się przedstawiała, przecież to nie jest głodowa porcja:

Mięso z piersi kurczaka 125 g, Ser typu feta 30 g, Sałata 30 g (6 liści), Orzechy 10 g, Olej 5 g (1 łyżeczka), Przyprawy 4 g (2 szczypty)
Pierś z kurczaka pokrój na cienkie plastry i delikatnie rozbij tłuczkiem
Papier do pieczenia posmaruj olejem, posyp solą, pieprzem i papryką w proszku
Mięso połóż na papierze z przyprawami i zawiń w sakiewkę
Na rozgrzaną suchą patelnię połóż zawinięte w papier mięso i smaż po 4 minuty z każdej strony
Sałatę poszarp na mniejsze kawałki i wrzuć do miski
Do sałaty dodaj ser, posiekane orzechy i usmażone mięso
Przypraw pieprzem i wymieszaj

zuzanna2418

Re: Moja dieta czyli stabilny związek na całe życie...

Post autor: zuzanna2418 » 13 mar 2017, 20:05

ewulab pisze:Miłe panie, poczytałam sobie z przyjemnością i podzielę się też swoimi doświadczeniami.
Zawsze byłam normalna czyli ani chuda ani gruba, powiedzmy lekko zaokrąglona, nie musiałam się absolutnie odchudzać i nawet nie czułam takiej potrzeby z wyjątkiem czasu po drugiej ciąży kiedy nabrałam trochę kilogramów, no ale bez specjalnego wariactwa samo wszystko spadło.
Nawet niedoczynność tarczycy zdiagnozowana 15 lat temu nie bardzo ruszała moją wagę. Za to 6 lat temu zaczęłam tyć z tygodnia na tydzień, a mój endokrynolog twierdził, że się objadam i tyle. Dopiero nowy lekarz endokrynolog zlecił konkretne badania i zdiagnozował nadczynność przysadki mózgowej i rzekł, że żyjąc o chlebie i wodzie będę tyła i puchła. Moja waga była już wtedy zatrważająca, a ja wstydziłam się wychodzić z domu bo ważyłam ponad 100 kg. Rok temu moje wyniki przysadkowe po ponad dwóch latach leczenia zostały doprowadzone do równowagi i mogłam zacząć odchudzanie. Niestety wybiórcze działania nic nie dawały. Był np. indoorwalking 3-4 razy w tygodniu przez pół roku i zero efektów, a miał wg pań trenerek zdziałać cuda, była też dieta ułożona przez dietetyka - udziwnione przepisy, dziwne składniki, każdego dnia co innego i pełno produktów do wywalenia. Nic- zero spadku wagi.
W kwietniu trafiłam na pewien system (nie mam tv z wyboru więc wcześniej nawet o takim nie słyszałam). 13 maja rozpoczęłam proces redukcji wagi. Dietę mam opracowaną pod swoje schorzenie - tarczycę i przysadkę + zmiany miażdżycowe w tętnicach szyjnych i mózgowych (porównuję z innymi uczestnikami procesu, którzy są zdrowi i moja dieta bardzo się różni). Mam zakaz wykonywania wielu ćwiczeń bo jakikolwiek skłon czy ucisk na odcinek szyjny powoduje silne zawroty i podnosi mi ciśnienie śródczaszkowe. Jeżdżę więc na rowerze stacjonarnym + 10 minut ćwiczeń ujędrniających ręce - takich treningów mam 12 w miesiącu.
Dieta jest pełna owoców i warzyw, białego sera, różnych kasz, płatków owsianych, otrębów, naturalnych jogurtów, piersi z kury czy indyka, sporadycznie cielęcina, wołowina, ryby. Są w niej orzechy przeróżne, jest kakao, rodzynki i mnóstwo przepysznych dodatków. Brak cukru i soli - ja jednak mam wprowadzone 2 gr soli na dzień po obejrzeniu moich wyników przez lekarzy tego systemu. Wcześniej piłam szklankę wody co pół godziny, ale po wprowadzeniu soli nakazali mi pić co godzinę. Efekty są fantastyczne bo od 13 maja schudłam 28 kg i nawet buty mam za duże. Jeszcze w maju byłam tak opuchnięta, że przeklinałam już cały świat i siebie, samej zbędnej wody miałam w sobie 15 kg.
Co do skóry to niestety genetyka kochane panie. Mi nic nie wisi i nigdy po ciążach z tym nie było problemu, to samo teraz. Taki typ. Jak miałam miseczkę G tak mam dziś, a tłuszcz zginął z pleców i barków. Z brzuchem zero problemów choć ubyło 20 cm.
Co do jedzenia to zero wyrzeczeń, ja nie rozumiem jak można żyć dla jedzenia bo nigdy tak nie żyłam. Nie stosowałam cukru, soli, nie piekłam ciast jak szalona nawet jak dzieci były w domu - zużywamy 1 kg cukru na pół roku bo na święta coś upiekę, a mąż używa trzcinowy do kawy. Nie pijam paskudnych barwionych napojów, nie jadam chipsów itp. śmieci i nigdy nie uczyłam tego dzieci. Zwyczajnie nigdy nie wpasowałam się w nowe, sztuczne żarcie jakie u nas zagościło po upadku komunizmu. A teraz nauczyłam się jak fajnie jeść, co z czym łączyć aby było ciekawie i smacznie. W ogóle nie mam w tej diecie chleba i wcale na ten chleb ochoty nie mam chociaż był wypełniaczem wcześniej.
Gotuję obiady dla męża, kombinuję, wyszukuję różne ciekawostki, a sama jem to co mam na karteczce i wcale mnie nie ciągnie do niczego. Ostatnio byłam na 3-dniowej konferencji i stoły się uginały od ciast i innego jedzenia, a ja nawet nie czułam potrzeby aby na to spojrzeć, nic - zero chęci, bo mam dobrze dobraną dietę.
Podsumowując - dieta to żadna kara i żadne wyrzeczenie, chyba że ktoś myśli o jedzeniu 24 godziny na dobę. Skóra w diecie to też sprawa indywidualna.
A, wspomagam się witaminami aby utrzymać dobry stan włosów i skóry właśnie, nie głupieję ze specyfikami polecanymi przez firmę, która mnie odchudza.
Pozdrawiam serdecznie.

zuzanna2418

Re: Moja dieta czyli stabilny związek na całe życie...

Post autor: zuzanna2418 » 13 mar 2017, 20:07

ewulab pisze:Wracając do odchudzania to u mnie wygląda to tak.
Mam 4 posiłki w ciągu dnia. Odstępy między posiłkami to 4 godziny. Pierwszy posiłek mam zjadać między 7-9 rano i potem od godziny zjedzonego śniadania to już sobie odliczam te 4 godziny do następnego jedzenia. Treningi do tego ściśle wg zaleceń, żadnych głupot w postaci szalonych godzin na siłowni czy w terenie. Dodatkowy wysiłek powoduje tylko odwrotny skutek bo organizm uważa, że dzieje się coś złego i zaczyna odkładać zapasy.
Obiady najczęściej robione są na parze, szybko i sprawnie. Sporadycznie przy innym mięsie niż kurczak, ryba czy indyk jest delikatne obsmażenie i potem duszenie lub folia i piekarnik.
Przykładowe śniadanie z wczoraj
-musli bez cukru 30 g, jogurt naturalny 150 g i rodzynki 20 g
śniadanie dziś to dwa jajka i 2 kromki pieczywa żytniego Wasa
Dietę dostaję na 2 tygodnie i tak przez 4 dni mam takie same zestawy, a potem 3 dni inne zestawy i znowu 4 dni to co na początku i 3 dni drugiego zestawu
Zawsze mam wybór i sama sobie wybieram dietę z dwóch lub trzech propozycji na każdy etap. Nie jest tak, że dają i masz jeść i koniec, ja np. nienawidzę papryki i nie wyobrażam sobie abym się nią katowała, a bywa w zestawach.

Przykładowy obiad z wczoraj
pierś z kurczaka 130 g na parze
sałata, pomidor, cebula - 130 g
oliwa z oliwek 2 łyżki
z tego robię sałatkę

A dziś (przez 3 dni) będzie pierś z indyka na parze 135 g
warzywa na parze 225 g
ryż brązowy 50 g
oliwa z oliwek - łyżka

Na drugie śniadania najczęściej bywają owoce, mam dni, kiedy tych owoców jest aż 400 g - można pęknąć po takim posiłku. Czasami nakazane są jabłka w tej ilości, a czasami mieszanka - arbuz, kiwi, jabłko, ananas albo inne cuda, czasami mam sobie sama wybrać owoce z wyjątkiem banana i winogron - te są wykluczone z diety obecnie.

Ostatnie 4 dni miałam na kolację jogurt z 5 g cynamonu - 10 g odtłuszczonego mleka w proszku lub ich specjalnego koktajlu białkowego.

Niestety jak obserwuję osoby, które nabrały masy przez jedzenie, to im nie jest tak łatwo. Uważam, że takim ludziom potrzebny jest psycholog równolegle do diety. Osoby te wręcz obsesyjnie myślą o jedzeniu, odliczają minuty do następnego posiłku, oszukują same siebie np. spraszają tabuny gości i twierdzą, że muszą ich nakarmić, a przy okazji same się najedzą no bo jak tu im powiedzieć, że ja jestem na diecie.
A jak już chcemy schudnąć to musi być to czas dla nas, a nie dla gości czy rodziny.
Mi jest dużo łatwiej i trudno mi się odnaleźć w świecie ludzi ważących 140-160 kg, którzy podjęli decyzję o odchudzaniu, ale ciągle siebie oszukują i usprawiedliwiają.
Zaznaczam, że ja nigdy nie byłam ani drobna, ani szczupła czy super laska bo zawsze już jako dorosła i dzieciata miałam te 65 kg i okrągły tyłek i biust, ale nigdy też się nie odchudzałam i nie wpadłam w amok typu - muszę wyglądać jak te panie modelki z tv.
[/quote]

zuzanna2418

Re: Moja dieta czyli stabilny związek na całe życie...

Post autor: zuzanna2418 » 13 mar 2017, 21:48

ewulab pisze:
kania pisze:To ja jestem takim przypadkiem, o którym Ewo piszesz. Jedząc (jak dla mnie to właściwie skubiąc) posiłki 5 razy dziennie w ilościach "przepisowych" typu jedna kromka chrupkiego pieczywa z plasterkiem chudej wędliny na śniadanie, 100 g mięsa na obiad, odliczałam minuty do kolejnego posiłku, ciągle myślałam o jedzeniu. Takie porcje zaostrzały tylko mój apetyt i posiłek nagle się kończył, właściwie zanim się w moim odczuciu zaczął. Wersja dla mnie to trzy razy dziennie, za to obficiej i do syta. Tak jest dobrze.
No dlatego powinien w takich wypadkach zadziałać psycholog. Bardzo dużo ludzi wkręciło się w jedzenie dla jedzenia samego. Jednak ja bardziej piszę o osobach, które sobie dogadzają - tak to same nazywają. Robią dla siebie wypasione posiłki, jedzą mnóstwo jedzenia śmieciowego na mieście w fast foodach, co tydzień musi być w domu ogromna blacha ciasta, a bywa, że i w tygodniu upieką bo dorosłe dzieci są takie biedne bez tego ciasta w tygodniu. Niestety trzeba jeść świadomie, a nie dogadzać wszystkim wokół i samemu sobie bez umiaru.
No i jeszcze dodam, że taki plasterek wędliny to nic dobrego bo zawiera sól i konserwanty, a to w żaden sposób nie godzi się z odchudzaniem. W czasie odchudzania nie jadamy produktów przetworzonych.
Co do kawy to niestety jest napojem ujemnym i skoro ją pijemy to musimy za każdy kubek kawy czy herbaty wypić dodatkową ilość wody.
Ja kupuję jedzenie z półek ze zdrową żywnością, nawet kakao kupuję z takiej półki. Często biorę też posiłki bez mięsa bo ja wcale go nie lubię.

zuzanna2418

Re: Moja dieta czyli stabilny związek na całe życie...

Post autor: zuzanna2418 » 13 mar 2017, 21:50

Marginetka pisze:Od wędlin i przetworzonej żywności trzymam się z daleka.
Kawę lubię i kupuję najwyższej jakości w ziarnach, zwykle arabikę. Herbaty nie piję.
Dla mnie utrata kilogramów nie jest dziś na pierwszym miejscu.
Również kupuję ze zdrowych półek ale to głównie tłuszcze, bakalie.
Nie daję się zwariować zakupami bo im więcej się planuje, myśli o tym, tym więcej się kupi.
Raz w tygodniu robimy zakupy na cały tydzień.
Zwykłe, proste jedzenie. Dużo dobrej wody, chudego mleka, masło, dużo jabłek, trochę bananów, bakalie,płatki owsiane, brokuły, kalafior. Trochę dobrej szynki dla eMa lub suszonej kiełbasy, biały półtłusty ser, żółty ser, jogurty naturalne. Surową pierś z kurczaka, coś z indyczego mięsa, coś na kotlety dla eMa, dużo ryby. Chleb z ziarnami. To są całe zakupy. Jak potrzeba to oczywiście przyprawy, zioła,oliwy itp. Mamy własne warzywa, jajka i całą piwnicę bezcukrowych powideł, konfitur oraz pomidorów.

Pat, niech Ci będzie! Trzymam kciuki za zmiany! Twoje kilogramy jakby to powiedział mój eM woda i duża k.pa :D
Marioewo, co Ty chcesz od siebie! Widziałam zdjęcia ze zlotu. Jesteś ładna, zadbana i elegancka. Mój mąż nie wygląda jak szkielet (budowa normalna w kierunku szczupłej) ale pochłania tysiące kcal. Konkretnie mięso, kartofle i słodycze. W pracy umiarkowanie, głównie siedzi na tyłku. Gdzie jest sprawiedliwość?

zuzanna2418

Re: Moja dieta czyli stabilny związek na całe życie...

Post autor: zuzanna2418 » 13 mar 2017, 21:51

ewulab pisze:
Marginetka pisze: Kawę lubię i kupuję najwyższej jakości w ziarnach, zwykle arabikę. Herbaty nie piję.
Nie zmienia to faktu, że kawa nadal jest napojem ujemnym i należy ją zapić minimum dwoma szklankami wody.
Ja kawy w ogóle nie pijam, zresztą nigdy nie piłam. Herbaty liściaste uwielbiam w okresie jesienno zimowym.
Co do straty kilogramów to dla mnie jest to bardzo ważne bo przez nagłą otyłość zniszczyłam sobie zdrowie, gdybym tego nie przerobiła, to nigdy bym nie uwierzyła, że nadmiar kilogramów może tak zniszczyć funkcjonowanie organizmu. Ja ważyłam trochę ponad 100 kg, a są osoby w mojej grupie, które zaczynają od 140-160 i więcej i one wszystkie są uzależnione od jedzenia, a poradzić sobie nie mogą z własnym mózgiem.
Ja miałam już takie rzuty psychiczne, że jak zakładałam botki na obcasie i pojechaliśmy do kina, a tam było trochę czasu aby połazić po centrum handlowym, to mi się niedobrze robiło od tych butów. Ciągle mi było niewygodnie, źle, niekomfortowo, w ogóle wyjście z domu było katorgą psychiczną. Stopy opuchnięte, buzia jak balon, łapy jak u niedźwiedzia. Masakra. Pozostały adidasy, a i te były niewygodne, a teraz wszystko z nóg spada.

zuzanna2418

Re: Moja dieta czyli stabilny związek na całe życie...

Post autor: zuzanna2418 » 13 mar 2017, 21:52

Dziewczyny, ja jeszcze o żywności tzw. "zdrowej". Ta sfera jest u nas fantastycznym polem do nadużyć. Żywność, która może być opatrzna przedrostkiem bio- jest zwykle bardzo droga, bo do używania takiego nazewnictwa uprawnia stosowna certyfikacja (o czym świadczy konkretne oznakowanie na opakowaniu) potwierdzająca spełnienie warunków uprawy ekologicznej, zwykle wysokonakładowej. Nie wystarczy nazwać swój produkt "eko", "zdrowy" czy "fit", żeby to co w środku różniło się czymś od zwykłego produktu.

Szukamy takiego znaku:Obrazek


Mało tego: po uzyskaniu przez producenta certyfikatu, kontrola jest przeprowadzana...raz do roku. To za mało, aby być pewnym, że produkt trzyma standardy.

Żywność, ktora zawiera jak najmniej konserwantów i polepszaczy (czytajmy etykiety), najmniej przetworzona, o krótkim okresie przydatności jest dostępna powszechnie i nie trzeba sięgać do półek z ekoproduktami, zwłaszcza, że niektóre wcale takie znowu eko nie są. A słono kosztują.

zuzanna2418

Re: Moja dieta czyli stabilny związek na całe życie...

Post autor: zuzanna2418 » 13 mar 2017, 22:06

Tym razem kilka słów na temat powtarzanego, zwłaszcza w przeróżnych internetowych portalach o zdrowym żywieniu sloganu, że mięso (i jaja) sprzedawane w sklepach składa się głównie z antybiotyków i hormonów. Najlepiej jest zatem kupować powyższe produkty u "zaprzyjaźnionego rolnika".

Skąd się biorą takie brednie? Głównie z braku rzetelnej wiedzy czyli z niedouczenia.
Zauważcie, że nigdzie nie są przytaczane dane, ile to takich przypadków stwierdzono i jakie substancje wykryto.

Stosowanie hormonów u zwierząt gospodarskich, które wchodzą, mówiąc fachowo, do łańcucha pokarmowego, jest w UE całkowicie zabronione. Ale nie wszystkie kraje nieunijne wprowadziły takie zasady, więc jeśli ktoś bazuje na tłumaczeniach poradników dietetycznych napisanych np. w USA, to bezmyślnie przepisuje takie dyrdymały i nie trudzi się, aby sprawdzić jak to jest gdzie indziej.

Stosowanie antybiotyków w żywieniu zwierząt jest albo zabronione całkowicie albo dozwolone ze wskazań lekarza i pod jego kontrolą jako substancji leczniczych a nie wspomagających wzrost. Oczywiście zwierzęta takie nie mogą być przedmiotem skupu w celach konsumpcyjnych jeśli nie minęły stosowne okresy, po których substancje podawane z pożywieniem lub wodą nie zostały usunięte z organizmu.

Powyższe podlega stałej kontroli zarówno przez hodowców/producentów żywności jak i przez organy odpowiednich inspekcji. Złapanie na nielegalnych praktykach to poza dotkliwymi karami - zła sława dla firmy no i spadek dochodów. Nikt rozsądny się na to nie poważy.
Choć oczywiście nie żyjemy w świecie samych uczciwych producentów. Jednak skandale żywnościowe są obecnie szybko nagłaśniane (czasem również z dużą dozą histerii i półprawd) i trudno potem odbudować swoją reputację i pozycje na rynku.

Hodowla obecnie opiera się o selekcję rasową w kierunku szybkich przyrostów i o podawanie maksymalnie zbilansowanej paszy, stymulującej wzrost. Nie ma cudów, skoro nie produkujemy już tylko na własny użytek, a na użytek ogromnej populacji ludzi, możemy zapomnieć o "naturalnym" chowie, tak samo jak o "naturalnej" uprawie, co nie oznacza jednak, że tym samym zwierzęta są faszerowane nie wiadomo czym.

Ja osobiście wolę kupować mięso od uznanych producentów, a nie z obwoźnej chłodni na bazarku.

zuzanna2418

Re: Moja dieta czyli stabilny związek na całe życie...

Post autor: zuzanna2418 » 13 mar 2017, 22:09

ewulab pisze:Zuzanno, właśnie jest jakaś histeria w temacie mięsa faszerowanego hormonami i innymi cudami, a ja o czymś takim - w sensie, że jest praktykowane u nas - nie słyszałam, ale nie dociekałam za bardzo bo dla mnie mięso może nie istnieć. Osobiście w ogóle nie jadam żadnych przetworzonych produktów mięsnych, zero wędlin itp artykułów, no i z mięsa to raczej białe, chyba że w diecie mam kawałek schabu czy wołowiny bo się zdarza. Unikam żywności o długim terminie przydatności. Owoce i warzywa kupuję od naszych rolników na ryneczku, tam widać kto zwykły i skromny chłop i ma kawałek pola nawożonego naturalnie. W moim rejonie większość ludzi zasila ziemię naturalnymi nawozami bo sami się tym żywią i mają po kawałku ziemi. Mój M. jest bardzo mięsożerny zaś, ale często kupuje mięso aby je zrobić do kanapek czyli upiec w przyprawach w piekarniku. Całe lato griluje jak nawiedzony, co w tym on widzi to nie wiem bo ja tylko siedzę z nim wieczorkiem w ogrodzie i dotrzymuję towarzystwa, nie jadam mięch zwyczajnie.

zuzanna2418

Re: Moja dieta czyli stabilny związek na całe życie...

Post autor: zuzanna2418 » 13 mar 2017, 22:10

W poszukiwaniu innych rodzajów kaszy trafiłam u siebie w spożywczaku na to:
TRENDY LUNCH
Nazwa trochę pretensjonalna, ale produkt fajny i smaczny.

ODPOWIEDZ

Wróć do „Diety”