Zaspokajając histerię psychofanek drobiu w przydomowej hodowli, śpieszę zameldować co następuje.
Maluchy wyszły na wybieg!
(znaczy... ten większy wyszedł i potem 2 małe, a reszcie musiałam troszkę pomóc - w pęczkach po 3 szt. powystawiałam je na parapecik (próg?) wyjściowy. Trochę schodząc, trochę się turlając wydostały się na zewnątrz. Niektóre były jeszcze słabiutkie, chwiały się stojąc na nóżkach, dosłownie było widać, jak im się te nóżki trzęsą. Co ciekawe, zupełnie im to nie przeszkadzało w śmiganiu, bo właśnie tak (śmiganiem) trzeba nazwać sposób, w jaki się przemieszczają. Wygląda to tak, jakby wprawiały się w błyskawiczny ruch posuwisty z punktu A do B - żadnych kroków nie sposób dostrzec.
Tak więc śmiganie szło im dobrze, ale jak się zatrzymywały, to im się znowu te nóżki trochę trzęsły. Ale to było rano. Z godziny na godzinę były coraz żwawsze i silniejsze i tak jakby nawet trochę inteligentniej wyglądały.
Cały dzień spędziły na wybiegu i nie umiały potem wejść do kurnika - też im musiałam pomagać.
Wiem już jakim głosem małe wołają mamę (i ona wtedy przychodzi) i jakim głosem ona woła dzieci.
No to chyba udało nam się trochę oszukać naturę.
37421763_1918475828243571_4843327417315491840_n.jpg
37601724_1918475994910221_9107711415136813056_n.jpg