Przydomowa hodowla drobiu

ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
MaGorzatka
Zadomowiony
Posty: 4908
Rejestracja: 08 mar 2017, 16:33
Lokalizacja: Pomorze Środkowe

Przydomowa hodowla drobiu

Post autor: MaGorzatka » 17 mar 2017, 6:54

To jest wątek, poświęcony przydomowej, hobbystycznej hodowli drobiu w małych stadkach.

2014-12-28
Jestem właścicielką dziesiątki kurek zielononóżek kuropatwianych. Na początku było to dla mnie ogromne wyzwanie, bo całe życie mieszkałam w mieście i nigdy z żadnymi kurami nie miałam do czynienia.
Pierwsze swoje kurki kupiłam przez internet i napiszę Wam o nich to i owo, również to, jak mój R. zrobił drewniany kurniczek, wykorzystując materiały odzyskowe, a także jak dochowałam się latem 2013 własnego naturalnego wylęgu, ucząc się wszystkiego z internetu.

Na początek - poznajcie moje stadko.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Awatar użytkownika
MaGorzatka
Zadomowiony
Posty: 4908
Rejestracja: 08 mar 2017, 16:33
Lokalizacja: Pomorze Środkowe

Re: Przydomowa hodowla drobiu

Post autor: MaGorzatka » 17 mar 2017, 10:32

2014-12-28
Budowa kurnika odbyła się niskonakładowo, bo materiały w całości pochodziły z odzysku czyli z rozebranych szopek i starych kurników. R. kupił tylko śruby i wkręty. Również i dachówki leżały w ogrodzie i czekały :)
Takie to są realia, gdy się kupuje stuletni dom, który przez cały czas był zamieszkały - wszystko tu można znaleźć.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Aż wreszcie, gdy kurniczek był gotowy, przyjechało pocztową paczko 10 młodziutkich kurek i ich mąż - Antonio.

Obrazek

Awatar użytkownika
MaGorzatka
Zadomowiony
Posty: 4908
Rejestracja: 08 mar 2017, 16:33
Lokalizacja: Pomorze Środkowe

Re: Przydomowa hodowla drobiu

Post autor: MaGorzatka » 17 mar 2017, 10:36

2014-12-28
Wtedy wybieg (15m x 17m) nie był jeszcze ogrodzony, więc początkowo kurki urzędowały w małej, prowizorycznie zaaranżowanej wolierce; zresztą i tak musiały się najpierw oswoić z nowym otoczeniem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Awatar użytkownika
MaGorzatka
Zadomowiony
Posty: 4908
Rejestracja: 08 mar 2017, 16:33
Lokalizacja: Pomorze Środkowe

Re: Przydomowa hodowla drobiu

Post autor: MaGorzatka » 17 mar 2017, 10:41

zuzanna2418 pisze:U mnie specem od tematyki drobiarskiej jest Kredka :lol:, szczególnie jak kura sąsiadów do nas nieopatrznie przefrunie... Ale bardzo jestem ciekawa tajników hodowli ptactwa, a koguty zielononóżkowe są super eleganckie! Kurnik super!
MaGorzatka pisze:U mnie też specjalistkami od drobiarstwa są Kora i Burek, już im nie raz kury z pyska wyrywaliśmy, a ja sama mam na koncie kilka spektakularnych sukcesów w odratowywaniu poturbowanych biedaków. Jestem z tego bardzo dumna. Już wiem, że wyrwane pióra odrastają, rany cielesne dobrze się goją zasypywane dermatolem, a rany mentalne też się zabliźniają.

Z zielononóżkami problem jest taki, że latają i to latają bardzo wysoko. Trochę pomaga podcięcie im lotek w jednym skrzydle, ale i tak 1,5-metrowe ogrodzenie, to nie jest dla zielononóżek żadna przeszkoda. Przefruwają więc, durnoty, prosto psom do pyska.
Nad płotem/siatką konieczne jest zastosowanie dodatkowej ochrony, u nas jest to cienka siatka, która wydłuża jeszcze to ogrodzenie właściwe, a dodatkowo pochylona jest na całej długości w stronę wybiegu. Doszliśmy do tego metodą nauki na własnych błędach, niestety.

Przed psami nasze kurki są zabezpieczone, ale wieś leży praktycznie w lesie, dookoła rozciągają się pola - więc są inne zagrożenia.
Wczoraj na przykład znaleźliśmy na wybiegu martwą kurkę i to chyba tuż po ataku, może to nawet R. spłoszył napastnika, idąc do kurnika. Był to chyba jakiś ptak drapieżny, bo żadnych śladów na śniegu dookoła nie było, a kurka cała, bez żadnych ran... no prawie, oprócz głowy. Szczegółów oszczędzę.
Reszta kur niezawodnie w takich sytuacjach znika - chowają się tak, że naprawdę trudno je znaleźć, także i tym razem, choć to przecież zima i zarośla na wybiegu pozbawione są liści.
Zbite w ścisłą gromadkę trwał bez ruchu i bezszelestnie pod ogromnym krzakiem jaśminowca i paru godzin trzeba było, żeby zaczęły powoli wychodzić.

A wiec od wczoraj Antonio ma już tylko 9 żon.
zuzanna2418 pisze:Małgoś, ja tu wrzucę linki do bloga Bubisy (moje życie na wsi), bo ona też przygody z drobiem opisuje.

http://my-cottage-life-bubisa.blogspot. ... -post.html
http://my-cottage-life-bubisa.blogspot. ... robiu.html
MaGorzatka pisze:Dzięki, Zuziu. Też znam tego bloga i podczytuję, a od pewnego czasu mam go w swojej podręcznej linkowni. Warto!

Przeczytałam notki Bubisy o zielononóżkach i muszę się do nich odnieść, bo doświadczenia mam nieco inne.
Po pierwsze, moje zielononóżki też są wypuszczane poza wybieg (na pola) i rzeczywiście łażą nieraz daleko, ale zawsze przed zmrokiem siedzą grzecznie na grzędach i nigdzie ich szukać nie trzeba.
Po drugie - doczekałam się latem 2012 jednego lęgu i kwoczka była bardzo obowiązkowa i troskliwa, sama zechciała "zasiąść", schodziła z gniazda raz dziennie na pół godziny, pisklakami opiekowała się jak należy, więc nie wiem... albo miałam szczęście, albo Bubisa ma pecha. Może być też i tak, że ta moja jedna kwoczka była jakaś super-hiper wyjątkowa, bo prawdą jest też, że w sezonie 2013 żadna z dziesięciu kurek nie była łaskawa zakwoczyć i już żadnych lęgów nie miałam.

Tej wiosny muszę je zmobilizować, bo mi się stadko wykrusza.
lora pisze:A to tutaj są kurki super... będę śledziła i za pozwoleniem Twoim portrety będę robić he, he wiesz jakie ..prawda O:)
MaGorzatka pisze:Misiu - wiem! Czekałam tu na Ciebie :)
Jo37 pisze:Śliczne te zielononóżki. Szkoda, że jedna straciła życie.
Kurnik rewelacyjny. Ile kurek może w nim mieszkać?
MaGorzatka pisze:Kurnik jest zaplanowany na kilkanaście kurek, ale tak raczej bliżej dziesięciu, niż dwudziestu. Najbardziej mi się podobało, jak było 10 kurek i kogucik.
zuzanna2418 pisze:Podobno zielononóżki w większym stadzie, tak gdzieś od 50 sztuk, wykazują objawy kanibalizmu. Więc takie zgrabne stadko jak Twoje jest w sam raz.
MaGorzatka pisze:O tak, Zuziu, czytałam o tym. Niektórym to jednak nie przeszkadza, jeśli chcą zarobić na jajach zielononóżek, bo jest na nie moda.

Awatar użytkownika
MaGorzatka
Zadomowiony
Posty: 4908
Rejestracja: 08 mar 2017, 16:33
Lokalizacja: Pomorze Środkowe

Re: Przydomowa hodowla drobiu

Post autor: MaGorzatka » 17 mar 2017, 10:43

2014-12-30
Zapraszam na kolejny odcinek mojej kurzej historii.
Nowo kupione kurki powinny mieć z początku ograniczone terytorium do spacerów, ale w taki sposób, żeby widziały okolicę, i mogły ją poznać, zanim zostaną wypuszczone na cały wybieg. Naszym kurkom też zrobiliśmy taka wolierkę, zresztą ogrodzenie nie było jeszcze gotowe, więc była to konieczność.

Zielononóżki kuropatwiane to kury niezwykle żywiołowe i pełne energii. Na pierwszy spacerek (uwieczniony na zdjęciach powyżej) wyszły po kolei przez drzwiczki, zbiegając dosłownie po pochylni, po czym zaczęły oczywiście natychmiast po kurzemu drapać na wyścigi, a zachowywały się przy tym tak, jakby miały mało czasu i śpieszyły się na pociąg.
Następnie wszystkie zaczęły się histerycznie czochrać w ziemi, kąpać w niej, tarmosić, wczołgiwać jedna pod drugą i obsypywały sobie nawet tą ziemią grzbiet, przewracając się na boki. Każdy widział pewnie kiedyś kąpiącą się w piasku kurę, ale nie tyle naraz!

Po tej kąpieli znów zaczęły drapać, ale teraz znacznie spokojniej. Wykąpane piórka nabrały połysku, a kurki zachowywały się już nieco spokojniej. Widać było wyraźnie, że odreagowały stres, jakim była podróż, nowe miejsce i przebywanie przez cały ten czas w zamknięciu - w małej skrzynce podczas podróży i potem ponad dobę w kurniku.

Tymczasem "robiło się" ogrodzenie, wraz z paradnymi wrotami, na moją prośbę odzyskanymi przez R. z innego miejsca w naszym gospodarstwie.

Obrazek

Obrazek

Kurki spacerowały sobie wciąż jeszcze w obrębie swojej wolierki...

Obrazek

...tymczasem pojawiły się słupki pod siatkę ogrodzeniową...

Obrazek

...a ja szybciutko dokończyłam szydełkowanie kurzej firaneczki do zachodniego okienka :)

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Awatar użytkownika
MaGorzatka
Zadomowiony
Posty: 4908
Rejestracja: 08 mar 2017, 16:33
Lokalizacja: Pomorze Środkowe

Re: Przydomowa hodowla drobiu

Post autor: MaGorzatka » 17 mar 2017, 10:45

2014-12-30
Dodam jeszcze coś o diecie moich kurek. Nie dostają one żadnych sztuczności, główna pasza to śrutowane ziarno różnych zbóż z rozdrobnionymi skorupkami.
Dostają też co kilka dni gotowane ziemniaki i inne warzywa (obierki) i moczony chleb (sporadycznie). Takiego chleba nie można dawać kurom zbyt wiele, bo może im zaszkodzić (chorują wtedy na wątrobę). Zimą dostają raz w tygodniu posiekane 1-2 cebulki i kilka ząbków czosnku, jako naturalne zabezpieczenie przed infekcjami i innym paskudztwem. Często też dostają kostkę twarogu (uwielbiają!), czy opakowanie jogurtu naturalnego.

Oczywiście jedzą też zieleninkę, którą wydziobią na swoim wybiegu i dodatkowo donoszoną specjalnie każdego dnia z ogrodu. Wydrapują z ziemi robaczki. Lubią chrabąszcze majowe, które przerzucam im przez ogrodzenie, jeśli "obrodzą" :)

Na zimę suszę im różne chwasty, żeby też dodawać do paszy. Początkowo robiłam testy, żeby wiedzieć, które zielsko suszyć, a którego nie lubią. Rzucają się łapczywie na gwiazdnicę, lubią szczypiorek, nać marchewki, pietruszki i selera, no i kwiatki aksamitek. Podobno aksamitki i nagietki daje się kurom, żeby żółtka były naturalnie wybarwione (a nie za pomocą paszy z barwnikami). Ale z mojego doświadczenia stwierdzam, że żółtka są najbardziej złociste, kiedy kurki po prostu wychodzą na trawę i efekt jest widoczny już po 2-3 dniach.
Nasze kurki są wypuszczane "na zielone" przez taką specjalną tajną bramkę i wydrapują wtedy robale w malinach i na poletku, gdzie mamy też warzywnik. Od listopada do lutego wypuszczane są też na ogród właściwy, ale tylko wtedy, bo... lubią też młode pędy róż!!!

Tak suszę aksamitki dla zielononóżek

Obrazek

Obrazek

Zajadają więc różne ziółka, nie żeby jakoś ze specjalnym animuszem, bo od tego dobrobytu, to już im się w dupach przewraca, ale skubią. Suszę te zielska po kątach (a pokrzywę rozwieszoną na sznurach do suszenia prania) i gromadzę w papierowej torbie, a potem robię z tego jednorodny susz, który dodajemy do ześrutowanego ziarna.

Nasze kurki nie są karmione żadnymi sztucznościami, tylko śrutowanym ziarnem różnych zbóż z rozdrobnionymi skorupkami. No i to bzdura, że kury zawsze rzucają się na podawane oddzielnie skorupki, bo jeśli mają zapewniony wapń w diecie, to zupełnie im to wystarcza.
Kury dostają też czasem gotowane ziemniaki (obierki) i moczony chleb, ale tego chleba niewiele, bo może im zaszkodzić. Przepadają za siekaną cebulką, a do kubełka, z którego piją wodę, dodaję im co parę dni posiekany ząbek czosnku, jako naturalne zabezpieczenie przed infekcjami i innym paskudztwem.

Gotowe pasze dla kur, tzw. karmy dla niosek, zawierają hormony, żeby kury niosły się na potęgę. Kury kupione w masowej hodowli żyją 2 lata, a potem to są już wraki. Zmienia się nawet wygląd jajek takich starych kur, wiem doskonale jak takie jajka wyglądają, bo mieliśmy te stare kury po poprzednich właścicielach i nie mogłam ich jeść.
A czy ktoś wie, że pasza dla kur o jakże wdzięcznej nazwie Kurka-naturka zawiera GMO w postaci genetycznie modyfikowanej soi?
No to ładna mi naturka.

Awatar użytkownika
MaGorzatka
Zadomowiony
Posty: 4908
Rejestracja: 08 mar 2017, 16:33
Lokalizacja: Pomorze Środkowe

Re: Przydomowa hodowla drobiu

Post autor: MaGorzatka » 17 mar 2017, 10:45

2015-01-05
Kurniczek był gotowy, pomalowany wewnątrz i umeblowany drabinami i żerdziami. Starczyło mi też impregnatu na wykończenie niektórych zewnętrznych elementów, w okienku wisiała firaneczka, a na ścianie deska i nożyk do siekania na miejscu pokrzyw i krwawnika.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Można było pomyśleć o dzieciach i na szczęście jedna z kurek też była takiego zdania.
Jakoś po 20 maja 2013 zaczęła wydawać inne niż do tej pory odgłosy (takie "klikające"), a nazywa się to u kur kwokaniem lub kwoczeniem lub jeszcze jakoś inaczej, zależnie od regionu.

24 maja w piątek około szesnastej zasiadła na gnieździe, ustawionym na podłodze kurnika i na nim spędziła całą noc, co jest podobno pierwszym symptomem, że to "już". Nie wiadomo było, ile jajek ma pod sobą, wiedzieliśmy, że na pewno 4 czwartkowe, bo nie wyjmowaliśmy ich z gniazda poprzedniego dnia (specjalnie, to taka polityka prorodzinna, żeby jej zostawiać jajka, a nuż się skusi) i ileś tam piątkowych.

I siedziała tak ciurkiem do soboty około trzynastej. Wiem, bo zaglądałam do niej w tym czasie milion pincet razy. A potem wylazła i okazało się, że ma 11 jajek w tym swoim gnieździe (czwartkowe, piątkowe i jakieś sobotnie też). No i jak zlazła, to łaziła do wieczora i wróciła do kurnika dopiero na noc, z innymi kurami, ale... znów na gniazdo! A ja w tym czasie dołożyłam jej 2 jajka z górnego gniazda i wieczorem siadła już na trzynastu.

Taka długa przerwa upewniła nas jednak, że to jeszcze nie prawdziwe wysiadywanie, bo kwoczka powinna schodzić z gniazda na jedzenie, picie i kupkę najwyżej na pół godziny, żeby jajka się nie wychłodziły.

Grzecznie przesiedziała całą niedzielę, a my zrobiliśmy jej w tym czasie dodatkową ściankę, oddzielająca ją od innych kur, żeby miała spokój i intymny nastrój i trochę przemeblowaliśmy w kurniku.

Obrazek

W poniedziałek kwoczka zeszła z gniazda z samego rana i jak przez 55 minut nie wróciła, to wyszłam z siebie, zabrałam jej prawie wszystkie jajka i zostawiłam tylko 4. Okazało się przy tym, że z 13 jak zrobiło się 15, bo koleżanki jej jeszcze 2 doniosły.

Po naukach pobranych na forum kurzym postanowiłam na razie podłożyć jej 5 specjalnie kupionych sklepowych jaj z pieczątkami i poczekać, aż jej minie chwiejność emocjonalna i rozsiedzi się porządnie. No i łatwo będzie odróżnić codziennie świeżo znoszone jajka i odkładać je do czasu, aż będą naprawdę potrzebne. Bez problemu takie jajka mogą czekać 2-3 tygodnie, przy spełnieniu pewnych warunków. Otóż, powinny być w tym czasie przechowywane w lodówce, ustawione szerszym końcem do góry w tekturowej wytłoczce i codziennie obracane o 90 stopni. Tak robiłam – każdego dnia wyjmowałam wytłoczkę, przechylałam ją w prawo, w lewo i odkładałam znów do lodówki. Takie kołysanie ma podobno zapobiec przyklejeniu się zawartości jajka do błonki wewnątrz skorupki.

Awatar użytkownika
MaGorzatka
Zadomowiony
Posty: 4908
Rejestracja: 08 mar 2017, 16:33
Lokalizacja: Pomorze Środkowe

Re: Przydomowa hodowla drobiu

Post autor: MaGorzatka » 17 mar 2017, 10:46

2015-01-05
6 czerwca jedną trzecią kurzej ciąży mamy już za sobą. Kwoczka siedzi, jak przyklejona, codziennie zsadzamy ją z gniazda, przy czym udaję się ją nawet pogłaskać, co jest zupełnie nieprawdopodobne w przypadku zielononóżek.

Kwoczka zdjęta z gniazda ma nóżki zdrętwiałe od siedzenia w bezruchu, fryzurę napuszoną. Szybko je, szybko pije, robi monstrualnie wielką kupę i galopem biegnie wykąpać się w piasku. Wszystko razem zajmuje jej nie więcej niż dwadzieścia minut i cały czas przy tym głośno gada i marudzi. Jak przestaję ją słyszeć, to znaczy, że już wróciła na jajka.
Wszystkie kury ustępują jej z drogi, przepuszczają do jedzenia i piaskowego kąpieliska, nie przeszkadzają.

Ja w tym czasie szybko lustruję i liczę jajka, sprawdzam, czy koleżanki nie doniosły. Policzyć i powybierać te nowe jest łatwo, bo jajka lęgowe pozaznaczaliśmy kredką w taką ładną krateczkę. To też nauki z kurzego forum – nie mazakiem, bo chemikalia mogą przeniknąć do wnętrza jaja i zaszkodzić zarodkom, nie długopisem, bo ostra końcówka podrapie skorupkę, do której mogą wtedy przeniknąć zarazki i j.w.

Obrazek

Awatar użytkownika
MaGorzatka
Zadomowiony
Posty: 4908
Rejestracja: 08 mar 2017, 16:33
Lokalizacja: Pomorze Środkowe

Re: Przydomowa hodowla drobiu

Post autor: MaGorzatka » 17 mar 2017, 10:48

2015-01-05
Wkrótce nasza dzielna kwoczka dostała siatkową ściankę, odgradzającą gniazdo, żeby jednak koleżanki nie donosiły jej jajek. Dowiedziałam się bowiem na forum kurzym, że można w ten sposób stracić wiele jaj lęgowych i rzeczywiście, jedno już musiałam odłożyć, bo było pęknięte. Okazuje się, że podczas wysiadywania zmienia się stopień mineralizacji skorupki, żeby maluchom łatwo było się przez nią przebić, kiedy nadejdzie czas i tylko kwoczka umie siadać umiejętnie na takich delikatnych jajeczkach.

W prześwietlonych jajkach widać wyraźnie sporą komorę powietrzną w szerszym końcu, we wszystkich jajkach jednakową, czyli wszystkie są zapłodnione.
Termin wykluwania się kurczątek mamy na 20-21 czerwca.

Codziennie późnym popołudniem zdejmuję kwoczkę z gniazda, trochę pogłaszczę, poczochram po policzkach, a następnie wypycham ją na zewnątrz kurnika, bo inaczej stałaby na tym progu w nieskończoność.

Obrazek

Obrazek

Aż wreszcie słychać ćwierkanie przez skorupki, a następnego dnia...

Obrazek

Awatar użytkownika
MaGorzatka
Zadomowiony
Posty: 4908
Rejestracja: 08 mar 2017, 16:33
Lokalizacja: Pomorze Środkowe

Re: Przydomowa hodowla drobiu

Post autor: MaGorzatka » 17 mar 2017, 10:49

2015-01-05
20 czerwca przez cały dzień przychodziły na świat kurczątka. Z jedenastu wysiadywanych jajeczek wykluło się 10 piskląt, w ostatnim jajeczku pisklę było martwe. Jak na taki zupełny debiut, to całkiem nieźle.
Byłam dumna z moich zielononóżek - kogutka, który dopiero co dostał imię (Antonio) i pięciu kurek, od których były zbierane jajka do wylęgu.
A na największe uznanie zasłużyła kwoczka, która w dniu wylęgu już się nie dała ściągnąć na jedzenie i czynności toaletowe, bo nie chciała opuścić swoich dzieci - zdjęta z gniazda natychmiast wróciła i karmiłam ją, podstawiając żarcie pod dziób. Była bardzo głodna i jadła łapczywie, ale z gniazda zejść nie chciała.

Tak wyglądało pierwsze, mokre jeszcze pisklę.

Obrazek

A po wyschnięciu...

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Począwszy od drugiego dnia życia piskląt dostawały one do jedzenia specjalnie przygotowaną karmę. Była to mieszanka-baza startowa (kasza kukurydziana, kasza manna, drobniutka kasza jęczmienna, pokruszone płatki owsiane, bułka tarta i kawa zbożowa), do której dodawałam siekaną drobniuteńko pokrzywę i krwawnik.

Awatar użytkownika
MaGorzatka
Zadomowiony
Posty: 4908
Rejestracja: 08 mar 2017, 16:33
Lokalizacja: Pomorze Środkowe

Re: Przydomowa hodowla drobiu

Post autor: MaGorzatka » 17 mar 2017, 10:51

2015-01-06
W dwa dni musiał powstać cud inżynierii kurnikowej, czyli woliera dla piskląt, przylegająca do tej ściany kurnika, w której są małe drzwiczki. Woliera miała furtkę dla nas czyli dla obsługi, a od góry zabezpieczona była przed kotami, a głównie przed Zuzią, która z upodobaniem straszyła kury i baliśmy się, że zechce się poczęstować małym kurczaczkiem.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Pozostałe kury nadal wchodziły i wychodziły dużymi drzwiami, ale przyzwyczaiły się już do tego przez te trzy tygodnie, kiedy kwoczka siedziała na jajkach.
Na tym etapie kurnik wewnątrz też był przedzielony, żeby dorosłe kury nie spotykały się z maluszkami.

Pierwszy dzień życia małe spędziły z mamą w kurniku, ale drugiego już około jedenastej szusowały po wybiegu i spędziły tam cały dzień.

Obrazek

Obrazek

Nie widziałam, jak wychodziły, ale jakoś dały sobie radę. Problem był z powrotem, bo nie mogły pojąć tego wchodzenia po pochylni, chociaż kwoczka pokazywała im to wciąż i wciąż od nowa. Wreszcie, biedna, zrezygnowała i przysiadła na ziemi, a one wszystkie wlazły pod nią, jakby miały spać tam całą noc. R. poszedł i udzielił pierwszej pomocy, czyli powkładał je po kolei przez drzwiczki i sama się dziwię, jak mu się udało złapać te małe warchlaczki, bo śmigały, jakby nie poruszały się na nóżkach, tylko miały kółka, a w dupkach silniczki.

Przez cały ten dzień pobierały pierwsze nauki: wyszukiwania pokarmu, kąpieli w piasku, rozbiegania się na wszystkie strony i ponownej zbiórki przy mamie. Ona wszystko im pokazywała, a one naśladowały pilnie. Przeżyły też próbny alarm przeciwkotowy - zamarły wtedy w bezruchu i stały tak długą chwilę, razem z kwoczką.

Obrazek

Obrazek

Urządziliśmy im stołówkę na desce - woda w miseczce obciążona była kamieniem, żeby nie właziły do środka. I tak trzeba było ją co chwila wymieniać, bo miseczka płyciutka, żeby się nie utopiły, więc woda szybko się brudziła i nagrzewała w upale.
A na litr wody dostawały 1 vibovit. A w jakim wieku jest dziecko? - zapytała pani w aptece, widząc moje rozterki podczas zakupów :)

Awatar użytkownika
MaGorzatka
Zadomowiony
Posty: 4908
Rejestracja: 08 mar 2017, 16:33
Lokalizacja: Pomorze Środkowe

Re: Przydomowa hodowla drobiu

Post autor: MaGorzatka » 17 mar 2017, 10:52

2015-01-06
Tak wyglądały kurczaczki na początku lipca.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Były coraz większe, ale jeszcze wciąż mieściły się pod skrzydłami mamy

Obrazek

Wreszcie przyszedł czas na pierwsze wyjście poza wolierkę, na znany już, ale wciąż dotychczas niedostępny wybieg.

Obrazek

Obrazek

Jeść dostawały wciąż w wolierce, żeby inne kurki im nie przeszkadzały.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Starsze zazdrośnie obserwowały przy siatce – co też te maluchy tam dostały dobrego?

Obrazek

Pod koniec karmienia otwieraliśmy wolierkę i wtedy następowało mieszanie się pokoleń i starsze dojadały resztki po maluchach, które lekko przestraszone uciekały znów na wybieg

Obrazek

Obrazek

Kurczaki były coraz większe i... coraz brzydsze.

Obrazek

Wkrótce było już widać, które są kurkami, a które kogucikami i zanim pojawiły się charakterystyczne grzebyczki można to było zauważyć, bo wybarwieniu klatki piersiowej. Kogutki mają ciemniejszą „klatę” - to też wiedza z kurzego forum.

Obrazek

Obrazek

Obrazek

Coraz bardziej były podobne do dorosłych kurek i zaczęły też korzystać z ogólnego karmnika.

Obrazek

Obrazek

Awatar użytkownika
MaGorzatka
Zadomowiony
Posty: 4908
Rejestracja: 08 mar 2017, 16:33
Lokalizacja: Pomorze Środkowe

Re: Przydomowa hodowla drobiu

Post autor: MaGorzatka » 17 mar 2017, 10:52

2015-01-06
I wreszcie zakończenie epopei o wylęgu zielononóżek :)

Na początku sierpnia małe kurki zaczęły już nocować na grzędzie! Nieporadnie wdrapywały się po drabinie i oczywiście były przez inne kury dopuszczane tylko na niższą grzędę, bo porządek i hierarchia w kurzym stadzie są bardzo ważne. Od tego też momentu ich gniazdo straciło rację bytu, a matka przestała dzieciaki prowadzać po wybiegu. No po prostu w jednej chwili zupełnie przestała się nimi interesować. Chodziły już same i trzymały się w swoim stadku razem; wiedziały, że jak niosę żarcie do wolierki, to jest dla nich i przybiegały. Kwokę też trudno już było odróżnić od innych kurek - chyba tylko po tym, że też nocowała na dolnej grzędzie, bo po wychowaniu kurcząt spadła na dno w kurzej hierarchii i musiała teraz od nowa pracować na lepszą pozycję w stadzie.

Nie minął jeszcze tydzień, odkąd matka puściła kurczęta samopas, a powróciła już do znoszenia jaj i z kwoki znów stała się nioską. Poznałam to po tym, że tego dnia było w gnieździe tyle jaj, co kurek, a więc każda zniosła jajko. Jedno z nich miało wyraźnie ciemniejszą skorupkę (jajka zielononóżek są kredowobiałe); przypuszczam, że to było właśnie jajko tej mamuśki, pierwsze od ponad dziesięciu tygodni.

Małe natomiast coraz bardziej łobuzowały, a już istne wrzaski rozlegały się podczas układania się do snu, bo te zasrańce chciały od razu włazić na wyższą grzędę i były brutalnie wyprowadzane z błędu. Spały więc na ostatnich dwóch szczeblach drabiny, która służy do wspinania się na grzędy!

Obrazek

A tu... jeden dzielny kogucik wdrapał się jednak na wyższą grzędę!

Obrazek

Pod koniec sierpnia kurczaki prowadziły już tryb życia taki, jak reszta kurek, ale raz dziennie dostawały jeszcze specjalne jedzonko, no bo przecież wciąż rosły. Były wtedy zamykane w wolierce, do której zresztą same galopem przybiegały, jak tylko zobaczyły, że niosę im żarcie.
Po posiłku układały się na słoneczku w piasku i odbywały sjestę.
Dostawały wtedy jeszcze wciąż inne ziarno, niż dorosłe kury, więcej zbóż, gotowane ziemniaki, siekane gotowane jajka, twaróg, pomidory i różne warzywa i zieleninki. No i jeszcze coś z kredensu – płatki owsiane, kaszę jęczmienną, kaszę mannę, bułkę tartą, suchy ryż – dla urozmaicenia.

Te kurki, to pierwszy lęg w moim kurniku, a małe wysiedziane i wychowane zostały przez kwokę i od urodzenia nie dostawały żadnych sztucznych pokarmów, szczepionek, leków czy innych ulepszaczy.
Jestem naprawdę dumna.

Tej wiosny mam zamiar powtórzyć to wszystko, ten watek będzie moją ściągą. Dobrze, ze kiedyś to wszystko zapisałam, bo dziś bym już nie była w stanie odtworzyć w pamięci takich szczegółow.

A to ja – kurza mama, wypuszczająca kurki na ogród.

Obrazek

Obrazek


Jeśli ktoś dobrnął do końca, to dziękuję i szczerze podziwiam! :) :) :)

Awatar użytkownika
MaGorzatka
Zadomowiony
Posty: 4908
Rejestracja: 08 mar 2017, 16:33
Lokalizacja: Pomorze Środkowe

Re: Przydomowa hodowla drobiu

Post autor: MaGorzatka » 17 mar 2017, 11:01

Ryszan pisze:Małgosiu super, ze to wszystko spisałas i jeszcze podzieliłas sie z nami. Czytałam z zainteresowaniem jak dobrą książkę - dzieki.:D
Barabella pisze:Małgoś kiedy Ty na tą emeryturę pójdziesz?!
maria pisze:O:)prawdziwa saga rodu zielononóżek

Świetna opowieść :!:
Małgosiu trzymacie je dla jaj, czy na mięsko też?
Pamiętam z dzieciństwa, ze tylko babcia zabijała kury, bo dziadek miał zbyt miękkie serce do tego
MaGorzatka pisze:Marysiu - mamy te kury "tak dla jaj". Jeśli któraś straci życie tragicznie (psy, jastrząb), to są przeznaczane na jadło dla naszych dwóch kotek.
W ogóle to mięso jemy i jeśli mam ochotę na wsiową kurę, to kupuję u sąsiadki (lub wymieniam na miód).
Można by to ująć tak: nie jemy zwierząt, które znaliśmy za życia.
regina pisze:Malgosiu wszystkie te kurki trzymacie to juz jest spore stadko. Opowiesc o wylegu i zdjecia tych malych kurek świetne. Raz w zyciu kupilam male kurczatka pod presją corki, pierwsza noc spala z nimi w łóżeczku i przygniotla jedno. Zostalo jeszcze dwa, ktore odchowalam. Corka chodzila z nimi na spacer po podwórku trzymala je na tasiemce, byla do nich bardzo przywiazana. Pokaz jak wyglądają teraz.
Urazka pisze:Małgosiu podziwiasz nas za przeczytanie? Połknęłam Twoją opowieść jak dobry thriller i podziwiam za wartką akcję, okraszoną sporą porcją humoru z zachowaniem elementów edukacyjnych i poznawczych. A jakie piękne zdjęcia kurek, kurczaczków i kurzej właścicielki. Zauważyłam ciekawy paśnik. Jedzenie z niego wysypuje się samoczynnie czy musisz je dozować osobiście? Jeszcze raz muszę napisać, że kurnik jest piękny - estetyczny i wygodny a wybieg i woliera świadczą o zamiłowaniu właścicieli do porządku.
zuzanna2418 pisze:Oj, cudna opowieść! Zwłaszcza, że dla niektórych temat "Kura-jej życie i twórczość" wydaje się mało atrakcyjny. Twoja fotka z kwoczką na progu kurnika powinna być zamieszczana na stronach internetowych wszystkich hodowców drobiu i związków branżowych!
Zaglądanie milionpincet razy do kurek przypomina mi opowieść W., z czasów kiedy będąc młodym leśniczym postanowił zostać także młodym pszczelarzem. Podobno zaglądał do uli prawie codziennie, a czy się czerwią, a czy matkę będzie można obejrzeć... Aż mu stary pszczelarz powiedział: chłopie, odp... się od tych pszczół, bo je zamordujesz, jak chcesz pooglądać, to do mnie zachodź.:)
MaGorzatka pisze:Regino - kurki wyglądają teraz tak, jak te ich dorosłe "ciocie", są praktycznie nie do odróżnienia, nawet nie umiałabym powiedzieć, które to są.
Janeczko - karmnik jest po naszych poprzednikach, ma zdejmowaną pokrywkę, górą wsypuje się ziarno a na dole dookoła tego balona jest taka "fosa", z której kurki sobie wydziobują. Dzięki temu nie włażą do środka, co jest prawdziwym utrapieniem, gdybyś spróbowała na przykład wsypać im jedzenie do miski lub odkrytego korytka.
Zuziu - dziękuję za uznanie :)
asia3368 pisze:Małgosiu świetna opowieść, aż musiałam zajrzeć na Twój wątek od kiedy jesteś na swoim gospodarstwie. Jestem pod wrażeniem, bo Ty jeszcze 5 lat temu "kompletnym mieszczuchem" byłaś co to pewnie kury znał głównie z supermarketu, jak większość z nas. I w tak krótkim czasie takie sukcesy w drobiarskim "biznesie" osiągnęłaś. Podziwiam.

O tej hierarchii w stadzie to gdzieś czytałam, "porządek dziobania" naukowcy to chyba nazwali. Miej więcej polega to na tym, że w stadzie jest kura która może dziobać wszystkie pozostałe kury, jest następna, która nie może dziobać tej głównej, ale resztę jak najbardziej, następna, która nie użyje dzioba na dwie pierwsze, a na pozostałe i owszem itd.
MaGorzatka pisze:Asiu - czyż to nie genialne? A niby takie "ptasie móżdżki" :)
Lusia pisze:Małgosiu opowieść o Twoich kurkach doczytałam, prace remontowe również. Cieszę się, że mogłam Twój dom zobaczyć na żywo. Tak bardzo byłam przejęta tą wizytą, że zapomniałam że mam aparat na szyi. Fotek mam bardzo mało więc wstawiaj fotki z Twego gospodarstwa jak najwięcej i opowiadaj, opowiadaj.
MaGorzatka pisze:Lusiu - ja mam w ten weekend taka nadprodukcję, bo powinnam się uczyć do egzaminu, więc robię, co mogę, żeby tylko nie zacząć :)
Potem znów pewnie na trochę zniknę, ale to chyba dobrze, bo nie chciałabym tu zdominować swoim gadulstwem całego kompostu :)
Dzięki za miłe słowa, pozdrawiam Cię serdecznie.
lora pisze:Bylam tu wszystko przeczytałam O:)
Urazka pisze:Małgosiu i całe szczęście, że są takie gaduły Ty na tym forum. Inaczej umarłoby powoli śmiercią naturalną. Dla mnie tak jak i dla Lusi jest jeszcze za mało. A ten kurzy karmnik jest bardzo zmyślny.
MaGorzatka pisze:Misiu - ja jak tu piszę, to o Tobie myślę i o Dominiku :)
Janeczko - powinniśmy wkrótce kupić nowy karmnik, bo wiatr często zwiewa dekielek i jest on już połamany i zniszczony; taki karmnik jest wygodny i łatwo w nim utrzymać higienę, co jest ważne, bo kury to paprule - włażą do żarcia i wywracają pojemniki. Wodę na przykład dostają w niedużym wiaderku (po farbie) w którym jest ciężki kamień stabilizujący wiadro.
Rabarbara pisze:MAŁGOSIU czemu ja dopiero teraz trafiłam do Ciebie:shock::shock:
To ja ze stresem podmokłych gruntów zmagałam się a TU takie ciekawy tematy i opisy O:)Solennie wszystko wyczytałam, bo łokropnie mnie wciągnęło.
Toż u mnie tyle miejsca na drób i leśne drzewo na budowę kurnika mogę mieć....
Mama-Kurka z dziećmi jest po prostu :D....aż serce rośnie!
No właśnie te chemiczne karmy dla kur niosek, są obrzydliwe.Kupiłam jajka ostatnio tu na wsi i podejrzewam że coś tam tym kurom gospodyni dosypuje, te jaja mają dziwny smak.
Widziałam też że kury nie są na powietrzu a w zamknięciu.
Aż sie cieszę że byłam u Ciebie dziś:D Będe też w przyszłości....
brumbram pisze:Witam :-D

Także zakupiłam zielononóżki ale kurczaki. Mają 3 tygodnie i odchowuje w domu w cieple.
Co do tych fermowych kur to racja. Zakupiłam takie w październiku a teraz zdychają. Wraki.

Awatar użytkownika
MaGorzatka
Zadomowiony
Posty: 4908
Rejestracja: 08 mar 2017, 16:33
Lokalizacja: Pomorze Środkowe

Re: Przydomowa hodowla drobiu

Post autor: MaGorzatka » 17 mar 2017, 11:11

MaGorzatka pisze:Witam nowych Gości i dziękuję :)
Cierpieliśmy przez chyba 2 miesiące na totalną bezjajeczność - 2 jajeczka dziennie, czasem jedno a czasem wcale. Trudno było trzy jajka w lodówce uzbierać.
Aż tu nagle od niedzieli: 4, 2, 4, 3 - WIOSNA!
survivor26 pisze:Małgosiu, Twój wątek o kurach podczytuję, choć się nie wypowiadam, bo się nie znam kompletnie, ale dziś wpadł mi w oko blog niedalekiej plantacji lawendowej https://lawendowykurnik.wordpress.com/, w którym właścicielka opisuje, jak i dlaczego zamierza połączyć hodowlę kur z uprawą lawendy - a że i u ciebie oba dobra naturalne występują w obfitości, pomyślałam, że Cię zainteresujeO:)
MaGorzatka pisze:Pat - ja na tym blogu byłam, ale nie widzę tam jakoś łączenia kur z lawendą :)
Urazka pisze:Izo współczuję Ci bardzo. Oby wyzdrowiały kurki, które Ci zostały. Trzymam kciuki.
Małgosiu nie gniewaj się za szeptanki do Izy. Cieszę się, że masz już swoje jajeczka. Do kiedy kurki będą się dobrze niosły? Przejadacie z M. wszystkie jajka czy rozdajesz je dzieciom albo znajomym? Lubię jajka od zielononóżek. M. kupuje mi je na rynku w Legnicy od zaprzyjaźnionej pani. Zupełnie inny smak. Wprawdzie są drogie ale mnie 10 jajek wystarcza na 2-3 tygodnie to nie czuję tej ceny.
AmeliaL pisze:Małgosiu pamiętam jak na wątku Romaszki przeżywałaś swoją pierwszą kwokę.I patrz jak zleciało.Masz piękne,zadbane stadko :D
Rabarbara pisze:Małgosiu ostatnio kupiłam na wsi u mojej nowej sąsiadki, jajka KOLORU OLIWKI
Wyczytałam że...
"Najbardziej intensywne oliwkowe jajka uzyskuje się krzyżując araukany z maran(s)ami".

Obrazek
Zdjęcie: Scratch Cradle

Sąsiadka oczywiście nie ma pojęcia skąd one takie zielone, kurki kupowała jakieś nowe-mówi.
MaGorzatka pisze:Rabarbasiu - a smaczne te zielone jajeczka?

ODPOWIEDZ

Wróć do „Pierzaste :)”