Syringa pisze:Pomocy, bracia i siostry w ogrodnictwie! Mam na rożach mszyce, chyba pierwszy raz
Popryskałam coca-colą i ...nic... dalej są
Czemu coca nie podziałała? Powtórzyć? Cos dodać do tej coki? No, bo chemii wolałabym nie używać, dotąd nie uzywałam i wszystko sobie radziło, zalezy mi na dobrej kondycji mojego ekosystemu...
survivor26 pisze:Nalewka z czosnku albo gnojówka z pokrzyw mogą jeszcze pomóc, a do coli podobno dodaje się trochę płynu do naczyń dla lepszej przyczepności.
Syringa pisze:Pomogło. Ufff...
Urazka pisze:Moje czarne mszyce na jaśminowcu podziękowały za colę, bardzo im chyba posmakowała bo jeszcze się rozmnożyły i musiałam użyć chemii a bardzo tego nie chciałam bo to teren użytkowany przez pieski córki. Doszła zatem dodatkowa praca w postaci chwilowych zasieków. Mszyce na koperku i buraczkach też nie zareagowały na colę ale tam chemii już nie mogłam użyć i nici z botwinki i własnego koperku do mrożenia. Koperek wysiałam powtórnie i liczę na to, że jeszcze będę miała jakieś plony. Jeśli nie to spróbuję znowu w sierpniu.
survivor26 pisze:U mnie na mszyce nawet chemia nie działa...owszem populacja po Mospilanie nieco spadła, ale...odbudowała się po tygodniu:evil: Zatem teraz nie robię już nic, tylko ręcznie zdejmuję w okolicach kwiatów.
Syringa pisze:Mszyce są różne, może to jest tak, że ten kwas fosforowy z coca-coli nie wszystkim jednakowo szkodzi... Inna sprawa, że to nie działa natychmiastowo, trzeba poczekać ze dwa dni... Myśle też, że mozna taki oprysk powtarzać przez kilka dni, nawet jesli jedna dawka kwasu fosf. nie wszystkim zaszkodzi, to następna i następna... już tak...
Wiem, że cola nie jest cudownym środkiem na wszystko, ale cieszę sie, że jednak podziałała i udalo mi sie ominąc użycie chemii, bo martwią mnie te skutki uboczne, mszyce zginą, ale z nimi także pożyteczne owady, zwłaszcza, że te róże włąsnie zaczynają kwitnąć i bedą sie kolo nich kręcić pszczoły, trzmiele, bzygi.
Krzysztofkhn pisze:Dajcie sobie na wstrzymanie z opryskiem cocacolą, tytoniem i innymi tego typu wynalazkami.
Nikt tego nie badał! Cholera wie co po kilku dniach od oprysku dzieje się z tym " preparatem" i jak on wpłynie na zdrowie człowieka. Może być bardziej toksyczny od "sklepowych".
Zdecydowanie już lepiej stosować "sklepowe" preparaty. Przynajmniej jeżeli oprysk zrobiony będzie zgodnie z zaleceniem, nikogo nie otrujecie.
Oczywiście myśl powyższa nie dotyczy gnojówki z pokrzywy, etc.
MaGorzatka pisze:Oprysk tytoniem, moim zdaniem, jest bezpieczny z ekologicznego punktu widzenia, no przecież zaparzamy suszone liście rośliny tytoń.
survivor26 pisze:I jego stężenie jest minimalne, więcej substancji organizm wchłania przechodzac na ulicy koło osoby palącej papierosa. Zresztą i z colą jest podobnie, jeśli nawet skonsumujemy marchewkę spryskaną colą z kilkoma kroplami płynu to jest to ilośc szczątkowa, na chłopski rozum wydaje mi się, że jednak czysta chemia w środkach ochrony roślin jest potencjalnie bardziej szkodliwa. Zresztą przy opryskach roślin ozdobnych to w ogóle problemu nie ma.
boryna pisze:Dzień dobry. Ja stosuję oprysk z roztworu 1 łyżki octu na litr wody + kilka kropelek Ludwika. Pomaga na mszyce, chociaż gdy jest ich bardzo dużo na jednej łodydze, muszę po 2 dniach powtórzyć.
MaGorzatka pisze:Wracając do tego, co napisałam powyżej o tytoniu, to miałam na myśli wyłącznie oprysk wyciągiem z suchego tytoniu wydłubanego z papierosów (zalewałam 1/2 szklanki wrzątku tytoń z 2 papierosów, zostawiałam do ostudzenia, pryskałam na drugi dzień).
Stosowałam to jeszcze mieszkając w bloku, bo uprawiałam wtedy zioła na balkonie, a do tego, co jem, chemii nie stosuję.
Wiem, że niektórzy biorą do oprysku wypalone pety z papierosów, ale tego nie stosuję.
Barabella pisze:Po ostatnim oprysku czosnkiem mszyce odpuściły... Przedwczoraj znalazłam lebiodę, która wyrosła na ścieżce przy różach, która była oblepiona od góry do dołu czarnymi mszycami.... Może trzeba to rozsiewać w ogrodzie? Może lubią i nasze cudne krzaczki będą bezpieczne?!
Daria_Eliza pisze:Ja zauważyłam u nas mszyce również na wielu chwastach (takich o wys. min. 50-70 cm).
Ale też widziałam po raz pierwszy mnóstwo biedronek (naszych, nie azjatyckich).
Po dwóch opryskach w tym sezonie eMami przestaliśmy pryskać.
Efekt jest taki, że biedronki poradziły sobie z mszycami nawet na bobie, a w tym przypadku jeszcze nigdy nie udało nam się odnieść sukcesu.
Mszyce widzę, ale nie widzę specjalnych szkód - i o to chodzi - chyba doszło do równowagi biologicznej.